wtorek, 25 stycznia 2011

Mania blogowania


Prześladuje mnie kilka manii. Pierwsza to zakładanie blogów. To już mój trzeci w ciągu ostatnich paru miesięcy. Druga to potrzeba wywleczenia skotłowanych myśli na zewnątrz — na różne tematy, stąd tyle blogów. Trzecia to pragnienie poznania siebie.

I ta trzecia właśnie (w synergii z poprzednimi) stała się przyczynkiem do powstania tego miejsca. Nie godzę się na to, że nie jestem w stanie opisać samej siebie. Wydaję różne osądy o świecie, o ludziach — znanych mi i obcych, o miejscach, o wydarzeniach, a nie potrafię powiedzieć sobie samej: jaka jestem? Nie przychodzi mi żadne słowo na myśl. Czy jestem łagodna? Czy jestem płaczliwa? Czy jestem optymistką? Czy jestem dobra? Jak rozumiem dobroć? Czym dla mnie jest egoizm?

Ja do cholery nic o sobie nie wiem. A przynajmniej nie wyartykułowałam tego w żaden sposób i nawet jeśli mam o sobie jakiekolwiek mniemanie, to nie miało ono szansy dotrzeć do mojej świadomości. Do mnie.

Balonik pękł pod wpływem kilku okoliczności. Katalizatorów. Pierwszym była ankieta, którą zamierzałam i zamierzam wypełnić, aby zostać wolontariuszką pewnej fundacji opiekującej się dziećmi chorymi onkologicznie. (Czy to oznacza, że mam dobre serce?). W miejscu „opisz swoje sukcesy życiowe” zacięłam się na amen. Bo co napiszę? Że znalazłam fajną pracę? To jest co najwyżej sukces zawodowy, a życiowego nie potrafię znaleźć, ewentualnie zdefiniować. Pomyślałam nawet, że nie mam żadnego sukcesu życiowego, o jaki mogłoby chodzić tej fundacji. Zmartwiwszy się tym nielekko, postanowiłam się sobie przyjrzeć. I wtedy w ręce zaczęły wpadać mi różne dziwne książki. A z każdej z nich wyglądał groźny pan machający paluchem i grymaszący: „obserwuj się”.

Ostrzegam, że ten blog będzie z rodzaju tych nudnych, wylewnych, osobistych, wywleczonych, uzewnętrznionych, nielubianych epamiętniczków życia wewnętrznego. Mam nadzieję, że coraz bardziej bujnego życia wewnętrznego.